Strona korzysta z plików cookie w celu zapewnienia płynnego działania, usprawnienia przeglądania oraz marketingu. Więcej informacji na temat wykorzystywanych plików cookie i możliwości rezygnacji znajduje się w naszej - Polityce prywatności

Kościół św. św. Piotra i Pawła w Borunach 1757 r. (czytać)



Dźwięk w tle: Dalia Jatautaitė

Podziel się z przyjaciółmi:

Projekto parneris keitykla TOP EXCHANGE

Wszystkie panoramy tego obiekta: Kościół w Borunach (4)

Opis

Nie wiemy, przez kogo był namalowany obraz Matki Bożej Boruńskiej. Wiemy tylko, iż jest on sercem Borun, które przyciąga do tego miejsca tysiące ludzi, pragnących uzyskać schronienie pod płaszczem Matki. Ten niewielki (42x60 cm), lecz cudami słynący obraz stał się w ciągu lat widomym znakiem szczególnej opieki Pani najświętszej.

A jakie były początki kultu tego obrazu?

Pierwsza wzmianka o obrazie Matki Bożej Boruńskiej mówi nam, iż był On w posiadaniu wiernego sługi Bożego ojca Jozafata Brażyca z zakonu św. Bazylego Wielkiego. Ksiądz Brażyc byl przełożonym wielu klasztorów Ojców Bazylianów m.in. w Chełmie, Mińsku, Połocku i Witebsku. Wszędzie też zasłynął jako świętobliwy kaznodzieja. W tej swojej życiowej wędrówce stale miał przy sobie ten cudowny obraz, już wówczas łaskami słynący.

W 1666r., podczas pobytu w Mińsku, wybuchła niebezpieczna zaraza. Rozprzestrzeniała się z niebywałą prędkością i gdzie się pojawiła tam siała spustoszenie. Ksiądz Brażyc jednak zawsze był gotowy do posługi kapłańskiej i nie przestraszyła go nawet owa choroba. Stale był przy swoich owieczkach, aż do momentu, gdy sam zachorował. Świadkowie, którzy byli obecni przy ojcu w chwili jego choroby mówili, że ksiądz zmarł. Tymczasem po kilku godzinach ojciec Brażyc odzyskał zdrowie. Głosił przy tym zgromadzonym wokoło braciom zakonnym, że to Matka Boża przywróciła mu zdrowie by nie opuszczał chorych w potrzebie i żeby dalej szerzył wiarę oraz nawracał ludzi na dobrą drogę. Podczas gdy leżał nieprzytomny objawiła mu się Pani Niebieska i tak do niego rzekła:

"Podoba mi się synu gorliwość twoja około dusz [ludzkich] krwią Syna mego odkupionych. Nie ustawaj w niej! Otom ci jeszcze życie i dar wyganiania szatanów uprosiła." Od tej chwili, gdy ktoś był opętany przez siły nieczyste przychodził do ojca Brażyca, a gdy tylko ten odmówił modlitwę, szatan opuszczał ciało człowieka. Od 1671 roku ks. Jozafat był przełożonym klasztoru Ojców Bazylianów pod wezwaniem św. Zofii w Połocku i jednocześnie przedstawicielem metropolity Cypriana Żochowskiego. Niedługo potem został przeniesiony do Witebska. Przeczuwając swą bliską śmierć Ks. Brażyc przekazał swój najcenniejszy skarb, jakim był obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem, krewnemu - Mikołajowi Pieślakowi. Prosił go również, aby czcił ten obraz i miał go w wielkim poszanowaniu, a wtedy i jemu Matka będzie pomagać. Jednak obdarowany owinął obraz w płótno i schował go do skrzyni, która znajdowała się w budynku folwarcznym w Koziakowszczyźnie. 12 lutego 1683 roku ojciec Brażyc odszedł z tego świata, jednak przed śmiercią ujrzał jeszcze raz najświętszą Panią w takiej postaci jak na obrazie, który zawsze miał przy sobie. Mikołaj Pieślak - spadkobierca ojca Brażyca -opuścił swój folwark i poszedł na służbę do Plina, majętności podskarbiego nadwornego Frąckiewicza. Służył tam aż pięć lat i zdążył już zapomnieć o przykazaniu księdza Józefata i o jego jakże cennym podarku. Posiadłość podskarbiego Radzyminskiego położona była 30 mil od Koziakowszczyzny.

Matka Boża pragnęła jednak opiekować się ludźmi, pomagać im i strzec od złego. Dlatego w posiadłości Pieślaka zaczynają dziać się różne, bardzo dziwne rzeczy, najświętsza Pani postanowiła dać o sobie znać ludowi. Mieszkańcy Koziakowszczyzny widzą nad budynkami cudowną jasność. Wydaje im się nawet, że budynek płonie jasnym płomieniem, przyjaznym i pełnym miłości, jednak pozostawał on w nienaruszonym stanie.

Osada ta była też pod stałą opieką Matki Bożej. Nie miały tu miejsca żadne klęski żywiołowe, omijały wszelkie choroby, które wcześniej bardzo często nawiedzały te okolice. Mieszkańcy bardzo się dziwili jednak nie umieli sobie wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje.

Podczas gdy mieszkańcy Koziakowszczyzny cieszyli się błogosławieństwem niebieskiej Pani, Mikołaj Pieślak ciężko chorował i czekał już tylko na śmierć. Qdy leżał w gorączce i czekał na swój koniec, objawiła mu się Przepiękna Postać i tak oto do niego przemówiła:

"Czemu nie zadbasz o należyte miejsce dla mojego obrazu, który otrzymałeś od mojego wiernego sługi Brażyca? Pragnę, aby ludzie, którzy proszą mojego Syna o pomoc w życiu, otrzymali ją przy mym obrazie."

Rano, gdy Pieślak odzyskał przytomność, przypomniał sobie słowa Marii, które bardzo go wzruszyły. Przypomniał sobie wielki dar, jaki otrzymał od ks. Brażyca i zapragnął znaleźć należyte miejsce Cudownemu Wizerunkowi. Chciał za wszelką cenę naprawić swój błąd, stało się to jego celem życiowym. Pieślak zrozumiał upomnienie Matki Bożej, której obraz porzucił w Koziakowszczyźnie. Czym prędzej powrócił do swojego majątku. Tam odnalazł skrzynię, a w niej obraz. Gdy ją otworzył, aż zaniemówił, niegdyś piękny obraz, który lśnił swym przedziwnym blaskiem znalazł się w poniewierce, zaniedbany, poszarzały. Trudno się dziwić, nikt przez ten czas nie otwierał skrzyni. Ody Pieślak patrzył na ten obraz przeszywał go niesamowity ból, że dopuścił się tak wielkiej zniewagi. Ciągle powracały do niego bolesne słowa Najświętszej Panienki: "Czemu nie zadbasz o należyte miejsce dla mojego obrazu?

Popadł on w niewypowiedzianą rozpacz i tak długo gorliwie się modlił, aż ogarnęło go natchnienie. Obiecał wówczas Matce Bożej, że wybuduje Jej cudowną kaplicę. Powstał tylko problem, gdzie znaleźć należyte miejsce i jak zebrać odpowiednią sumę pieniędzy na realizację tak zacnego przedsięwzięcia. Postanowił, zatem, że wybuduje kapliczkę na wzgórku, który był jego własnością. Gdy szedł do tego miejsca, aby się przekonać, czy jest ono godne, stracił przytomnoźć. Dostał tak silnego objawienia, że nie wiedział, co się z nim stało. Ludzie przynieśli go nieprzytomnego do domu, a jemu wydawało się, że dalej jest na wzgórzu i szuka miejsca pod budowę kaplicy. Doświadczył wtedy następnego widzenia. Stanął przed nim mały chłopiec, który zaprowadził go do pięknej kobiety, stojącej na drodze łączącej obecnie Mińsk z Wilnem. Gdy stanął przed Niewiastą niezwykłej urody, rozpoznał w niej Najświętszą Maryję z obrazu Ojca Brażyca. Spojrzał wtedy na małego chłopca i wiedział już, że to mały Jezus. Gdy był już pewny, kogo ma przed sobą, wtedy Maryja do niego przemówiła:

"Nie buduj dla mnie kaplicy na tym wzgórzu, gdyż tutaj są groby pogan i heretyków. Jeśli pójdziesz za mną pokażę ci godniejsze miejsce, które sobie wybrałam. Chcę, aby tam właśnie byl mój obraź".

Pieślak posłusznie poszedł za Przewodniczką i Jej Synem. Szli po błocie w stronę Wilna, lecz przeszli po nim suchymi nogami, aż do miejsca gdzie rozchodzą się drogi do Holszan i do Wilna. Tam Maryja zatrzymała się i opierając się lewą ręką o drzewo, wskazała Mikołajowi miejsce, gdzie miał stanąć krzyż z obrazem. Dalej ruszyła Najświętsza Panna w ciemny i gęsty bór, a drzewa i krzewy, kłaniając się Jej ustępowały z drogi. Wreszcie Maryja stanęła przy dwóch niewielkich jodełkach i tutaj wskazała miejsce gdzie miał stanąć wielki ołtarz z Jej wizerunkiem w wybudowanej przez Pieślaka kaplicy. Mikołaj nie mógł uwierzyć. że Matka Boża wybrała sobie to odludne miejsce wśród ciemnej puszczy, na swoją świątynię. Jeszcze trudniejsze do pojęcia było to, że to właśnie on miał dla Niej sanktuarium, mimo iż nic nie posiada. Maryja czytał w jego myśli, gdyż znów zabrzmiał przecudowny głos Pani:

"Nie martw się o to, że rozkazuję Ci budować kościół w głuchej puszczy. Sprawię, że nawet tutaj ludzie codziennie mnie będą pozdrawiać. Wiem też, że masz bardzo mało pieniędzy, tylko 12 złotych ale to wystarczy na razie na wystawienie krzyża. Sprawię również, że na budowę kościoła będziesz miał w każdy dzien jakiś datek od moich wiernych. To miejsce zaś masz nazwać BORUNAMI. Tutaj po wiek wieków wielkie łaski okazywane będą moim ludziom, którzy się będą do mnie modlić".
Po tych słowach Matka Boża przykazał Pieślakowi wiernie wypełniać Jej polecenia.

Gdy Mikołaj zrozumiał swe posłannictwo i przyrzekł Panience posłuszeństwo, wyzdrowiał. Minęły mu wszelkie dolegliwości i poczuł się jak nowo narodzony i gotowy do wypełnienia prośby. Postanowił razem z domownikami odwiedzić miejsce wyznaczone przez Matkę Bożą i ku swemu zadowoleniu odnalazł je w takim samym stanie, jakim mu zostało przedstawione: dwie jodełki, a pod jednią z nich chleb. Nawet dostrzegł ślady stóp osoby dorosłej i małego dziecka. To jeszcze bardziej upewniło Pieślaka. Zrozumiał, że to nie był sen. Uwierzył. Obudziła się w nim na nowo dziecięca wiara. Zrozumiał wskazówkę daną mu przez Najświętszą Panienkę. Postanowił jak najprędzej spełnić swoje ziemskie powołanie i przystąpił niezwłocznie do wykonania niebieskiego polecenia.

Mikołaj Pieślak zlecił trzem rzemieślnikom wykonanie krzyża, najpiękniej jak potrafią. Gdy znak wiary stanął na wskazanym miejscu, sam zawiesił na nim cudami słynący obraz, który nie nosił już żadnych śladów zniszczenia. Działo się to w 1691roku.Matka Boża od pierwszej chwili zaczęła pomagać ludziom. Wracała wzrok ociemniałym i dawała swoim wiernym morze łask, otaczając ich od tego momentu nieustanną opieką. Wieść o Dobrej Panience z ciemnego boru rozchodziła się szybko. Wierni z okolicznych wsi dworów, miast i miasteczek, zaczęli do Niej przychodzić. Pieślak, widząc, że przepowiednia Najświętszej Maryi się sprawdziła, postanowił wybudować kościół, który będzie domem i twierdzą Niebieskiej Pani. Rok później w 1692r. ukończony był już fundament pod budowę
drewnianego kościółka. Fieślaka tak pochłonęła budowa, że nie przerażał go nawet brak funduszy na budowę. Tak bezgranicznie uwierzył Przeczystej Panience, że z dwoma złotówkami w kieszeni przystąpił do spełniania obietnicy. Mikołaj umocował kubek przy krzyżu, który wypełniał się datkami ilekroć budowniczy ich potrzebował.

Pewnego dnia zjawia się u Pieślaka biednie ubrany chłopiec i ofiaruje mu pięć bitych talarów. Mówił, że ten hojny datek przesyła jego pan. Gdy Mikołaj odwrócił się aby zanotować nazwisko ofiarodawcy, chłopiec zniknął niepostrzeżenie. Wtedy zrozumiał Pieślak, że był to posłaniec z nieba. Jego modlitwa została wysłuchana, a Pan mu błogosławił. Nie brakowało mu już odtąd funduszy na budowę świątyni dla Matki Najświętszej. Skarbonka zawsze była wypełniona monetami. Było tam tyle pieniędzy ile potrzebował.

Pan Bóg i Maryja wysłuchali gorących modlitw Mikołaja Pieślaka. W 1692 r. Budowa drewnianego kościółka miała się ku końcowi. Brakowało jeszcze tylko dachu, lecz mimo tego pobożny fundator postanowił uroczyście wprowadzić ukochany obraz do świątyni. Poprosił kapłana z najbliższej wioski o odprawienie nabożeństwa. Ma tą uroczystość przybyły rzesze wiernych, mimo że nie dano żadnego ogłoszenia.

Wśród tłumu było trzech ślepców. Z całego serca modlili się oni do Najświętszej Panienki o odzyskanie wzroku. Jak tylko wniesiono obraz do świątyni i ślepcy pokłonili się przed nim, natychmiast wszyscy trzej odzyskali wzrok.

Mikołaj Pieślak zaprosił do pracy w nowo pobudowanym kościele, ojców Bazylianów. Władze zakonne wyznaczyły do pracy Ojca Spirydiona Sokołowskiego i ojca Aleksandra Borysowicza z klasztoru w Wilnie. Pierwsze lata swego życia zakonnego spędził w tym klasztorze, a potem został tam przełożonym, Św. Jozafat, biskup witebski i męczennik. Od tej chwili zaczyna się budowan owej osady, która z czasem staje się miasteczkiem. Tak jak nakazała Matka Boża, osadę tę nazwano Borunami. Ziemia boruńska częściowo należała do podstolego krzemienieckiego Michała Popławskiego, a w części była własnością księżnej Karoliny, żony Ludwika z książąt Radziwiłłów. Właściciele ziemscy, mimo wrogiego usposobienia do Kościoła Katolickiego, aktem darowizny dali je Kościołowi. Przy drewnianym Kościólku, pobudował swój dom również Mikołaj Pieślak. Resztę gruntów pochłonęły budynki kościelne i domy przybyszów, którzy przywędrowali do Borun bądź to kierowani pobożnością, bądź jakimiś interesami. W przyszłości miał tu również stanąć Klasztor Ojców Bazylianów.

W 1705r. Znacznie rozbudowana osada uzyskała prawa miasteczka. Władza sądownicza zostaje powierzona przełożonym klasztoru. Odbywały się tu również targi dwa razy w tygodniu, a nawet jarmark, dwa razy w roku. Ze spokojnego, zacisznego miejsca, zrodziło się liczne i gwarne miasteczko.

Tego samego miesiąca i roku cudownie odzyskują zdrowie Jakub i Marianna Mirzejewscy. Umierali oni z bardzo wysokiej gorączki. Tak też Konstancja Hranicka, która już od miesiąca nie mogła stanąć na nogi, w Borunach odzyskała zdrowie.

W roku 1693 troje śmiertelnie chorych dzieci Wawrzyńca Jamuszewicza z majątków Mosiewicza, ofiarowanych Matce w Barunach, natychmiast odzyskało zdrowie. Jan Hryniewicz ze wsi riaruszewicze, który był niewidomy i ośmioletnia dziewczynka z majątku Michał Świackiego - również niewidoma - po gorących modlitwach przejrzeli niektórzy obdarzeni łaskami Pani z Borun sami spisali swe zeznania:

"Ja niżej podpisany zeznaję, iż nieznośny ból mając w prawem oku, ofiarowałem votum na miejsce święte do Borun; tedy w tymże momencie, za laską tej przedziwnej Matki, on ból tak mi z głowy począł wychodzić, żem sam czul, gdy ustępował. Ozdrowiawszy tedy, a przybywszy do kościoła świętego, dziękując Panu Bogu i Matce Jego, ten cud własną ręką podpisałem. -Stefan - Jan Ślizień, pisarz ziemski oszmiański, sekretarz Jego Królewskiej Mości. 31.01.1693r."

Bardzo często notowane były cuda, doznawane przy małych obrazkach Matki Bożej Boruńskiej. Takiego cudu doznała Bohdanowa Starosielska, podstolina witebska. Jej ciało całe było pokryte opuchlizną. Gdy tylko pomodliła się przed wizerunkiem, który dostała od wojewody podlaskiego Branickiego, opuchlizna zeszła. Matka Boruńska pomaga swoim wyznawcom nie tylko przed Jej cudownym obrazem. Wystarczy, że zwrócisz się do niej z prośbą o pomoc i oddasz Jej hołd, a nigdy Cię w potrzebie nie opuści. W Jej wizerunku ukryta jest olbrzymia siła Pocieszenia Strapionych. Swoimi łaskami Matka Boska Boruńska sięga daleko poza Boruny. Pewien Szlachcic i katolik, mieszkaniec Smoleńska dotknięty "ogólną słabością" i posiadający na głowie kołtun, którym odstraszał od siebie ludzi, przybywa z żoną do Borun.

Pieślak obciął mu kołtun i zaczęli się gorąco modlić do Matki, która tu króluje. Chory od razu odzyskał zdrowie i siły. W drodze powrotnej szlachcic zatrzymał się w Czausach u gospodyni Agaty. Gdy zastał ją chorą, od razu widział, kto jej może pomóc. Jednak niedołężna gospodyni odrzuciła pomoc a jej synowie, byli tak oburzeni na szlachcica, że zaczęli bluźnić. Nagle, gdy wszyscy poszli, a przy chorej została tylko wnuczka, do izby weszły dwie pięknie ubrane niewiasty ze świecami w dłoniach. Za nimi weszła prześliczna Pani ubrana w zniszczoną, podartą suknię, która przemówiła aksamitnym głosem:

"Czemu nie słuchasz szlachcica? Czemu nie chcesz przyjść do mnie? Zobacz, jak twoi synowie potargali moją suknię. Dopilnuj, aby się poprawili, bo inaczej zostaną ukarani."

Agata w jednej chwili, pojęła, kim była ta śliczna Pani. Chciała rzucić się jej do stóp, ale nie miała na to siły. Jednak matka Boruńska zauważyła jej szczerą skruchę i przywróciła jej zdrowie, aby ta mogła się wybrać na pielgrzymkę do Borun, mimo że jej synowie się temu sprzeciwili. Agata nie zabrała ze sobą pożywienia i złożyła śluby, że nie przyjmie od nikogo jałmużny, ani do nikogo się nie odezwie. Po długiej i wyczerpującej drodze jaką przebyła, poświadcza, że była u niej Pani z Obrazu. Mimo, że ta biedna kobieta przeszła bardzo długą drogę z Czaus do Borun, nie czuje zmęczenia i od razu przystąpiła do Sakramentu Chrztu Św. oraz Pierwszej Komunii Św., przyjmując tym samym wiarę katolicką.

Wieść o cudownym uzdrowieniu Agaty rozeszła się szybko po Czausach. Z wielką ufnością, do Obrazu Św. zwrócił się również, ślepy od urodzenia Olowicz. Miał 40 lat, gdy w ślad za Agatą wyruszył do Borun. Gdy usłyszał boruńskie dzwony kościelne, otwierają mu się oczy. Te trzy cuda są zapisane pod datą styczniową 1693 r.
Od stycznia 1693 r. do maja 1695 zanotowano 157 cudownych zjawisk, które zostały poparte rozmaitymi dowodami. Wśród nich są: ocalenie życia, uwolnienie z rąk nieprzyjaciół, powrót z niewoli, odnalezienie rzeczy, wyleczenie z nałogów, naprawienie grzechów i błędów życiowych, nawrócenie z herezji, oddalenie trosk i kłopotów, chrześcijańskie przygotowanie na śmierć, cudowne uzdrowienie konających oraz wskrzeszenia zmarłych. Pani z Obrazu zasłynęła wówczas jako Niebieska Pocieszycielka Strapionych. Podobnie rzecz się miała w lutym 1693r. Helena Poźniakowa, która była sparaliżowana i niewidoma, zaniosła swe prośby i błagania do Matki i odzyskała wzrok oraz o własnych siłach poszła do Borun, podziękować swojej Uzdrowicielce.

Maryla podobnie uleczyła z paraliżu Stanisława Juszkiewicza oraz Mariannę Orlicką. Zaskakująca i zdumiewająca jest rozmaitość cudów oraz ich liczba. Każdy, kto z ufnością zwraca się do Przedziwnej Pani w Borunach, nie został bez pociechy, najwięcej jednak zanotowano cudownych uzdrowień.

Cudowną pomoc otrzymuje również ks. Jerzy Kazimierz Giełowtowicz, mieszkający wówczas na Żmudzi. Wskutek nieszczęśliwego wypadku złamał nogę, a że było to złamanie otwarte noga nie chciała się goić, sprawiając mu przy tym ogromny niedoopisania ból. Gdy pobożny ksiądz zwrócił się do Najświętszej Panny, prosząc o ulgę w cierpieniach od razu otrzymuje łaskę i noga goi mu się niemalże natychmiast.

12 listopada 1693r. przybyła do Borun szlachcianka z Nowogródka i opowiedziała swoją historię. Trzy dni po jej śmierci, gdy odbywało się w kościele nabożeństwo pogrzebowe "monarchini nieba i ziemi, wzbudzona szczerymi łzami trzech córek", przywróciła ją do życia. Krewni i przyjaciele obecni na pogrzebie, widząc ją wstającą z trumny, uciekali w popłochu. Księża natomiast widząc w zmartwychwstaniu rolę diabła, zaczęli nad nią odprawiać egzorcyzmy. Podobnie, dnia 23 stycznia 1694r. do żywych powrócił Stanisław Meszko Lubachoński.

W lutym 1694r. Przybył do Borun Karol Woynowski. Przyszedł on gorąco podziękować Matce Najświętszej, która pomogła mu uciec z niewoli tatarskiej na Krymie.

Matka Boża cały czas czuwa nad swoimi wiernymi, ale również upomina grzeszników i niedowiarków. Doświadczył tego Stanisław Pawłowicz, gdy wybrał się w 1694r w Święto Matki Bożej Gromnicznej tj. 2 lutego do Borun. Kierowała nim nie tyle wiara, co ciekawość. Kiedy przybył na miejsce zaczął przyglądać się tłumom wiernych z lekceważeniem i niewiarą. Po skończonym nabożeństwie wraca do domu, ale nie zdążył nawet odjechać za daleko, gdy ogarnia go niemoc. Od razu przypomniał sobie swoje złe zachowanie w Domu Najświętszej Matki Boruńśkiej i z pokorą oraz szczerą skruchą wzywa pomocy Matki Najświętszej. Nagle zasypia, a we śnie ukazują mu się trzy niewiasty i jedna do niego przemawia tymi słowami: " Za karę, że pogardziłeś tym świętym miejscem cierpisz. Jednak, jeśli wrócił do Borun ze szczerą modlitwą otrzymasz moją łaskę". I tak też się stało.

4 czerwca tego roku świadkiem zmartwychwstania był ks. Stanisław Kazimierz Butler. On to również własnoręcznie zapisał ten cud w księdze. Kiedy powracał z Borun, zatrzymał się u Kowala w Trabach, a tam opłakiwano zmarłe, miesięczne dziecko. Ks. Butler, bezgranicznie wierząc w cudowne wydarzenia za wstawiennictwem Matki Bożej Boruńśkiej, wziął zwłoki dziecka na ręce i gorąco się modlił. Dziecko ożyło w obecności licznie zgromadzonych sąsiadów.
Własnoręczni zeznanie składa też Felicjan Skorobokaty z Trokiel i Aleksander Uniechowski.

"Ja niżej podpisany testor jldelissime sub juramento , iż małżonka moja, będąc ciężko chora przez lat dużo, w roku trzecim jeszcze bardziej, w gorączkę wpadłszy, zachorowała, febrę i głowy ból wielki cierpiąc, ofiarowała się do tego cudownego obrazu w Borunach; w tym i ja sam będąc słabego zdrowia, pojechaliśmy
oboje na to miejsce święte i doznaliśmy pożądanej laski Najświętszej Matki Bożej, bośmy zdrowi powrócili."

Felicjan Skorobokaty, pisarz grodzki trocki tak pisze:

" Ja Aleksander Uniechowski, sędzia ziemski województwa mińskiego wyznaję, że w roku tysiąc sześćset dziewięćdziesiątym piątym, miesiąca lutego, dwudziestego czwartego dnia (24 luty 1695), będąc ciężko zraniony, tak, iż śmierci bliski byłem, gdy w gnojeniu rany w głowie, guz mi się czynić począł, tedy skórom się ofiarował na cudowne miejsce do Obrazu Panny Przenajświętszej do Borun, zaraz uczułem lepsze zdrowie i guz ten zginął; za co Bogu w Trójcy Św. Jedynemu dziękując votum uczynione spełniam i za uznany cud Matkę Przenajświętszą w tym obrazie cudownym znam i Jej honor oddaję. - Idem aui supra m p.p.

Te podane wyżej cudowne wydarzenia, które miały miejsce w Borunach, to zaledwie namiastka, skutkiem czego wieść o cudownym obrazie sięga coraz dalej. Pogłębiła się również wiara okolicznej ludności. Dzieją się tu przecież niewypowiedziane rzeczy: uzdrowienia beznadziejnie chorych, nawrócenia najbardziej zatwardziałych grzeszników, nałogowców i niedowiarków. Ci najczęściej, ze wstydu, nie przychodzą zapisywać doznanych cudów. Najlepszym jednak świadectwem cudu jest trwała poprawa życia.

W Borunach działa niewypowiedziana potęga Boża. Pustkowie, niemające nawet nazwy, z każdym dniem wzrasta. Człowiek biedny, bez środków do życia buduje kościół i nie zabrakło mu na to funduszy. Ludzie ze wszystkich stron świata, bez przerwy przez cały rok, ściągają do tego miejsca i odchodzą uszczęśliwieni. Nie da się tego wytłumaczyć inaczej!

1692 r. - Uroczyste wniesienie obrazu Matki Bożej do drewnianego Kościoła, wybudowanego przez Mikołaja Pieslaka. Pierwszymi mnichami, jakie rozpoczęli pracę w Borunach, byli Bazylianie z Wilna: ojciec Spirydon Sakołowski i o. Aleksander Borysiewicz. Bazylianie będąc opiekunami Matki Bożej, spełniali posługę przy obrazie i przy pielgrzymach przychodzących oddać cześć Matki Bożej.

1702 r. - czas najazdu Szwedów, dla bezpieczeństwa bazylianie przekazują cudowny obraz do pułku hetmana Księstwa Litewskiego Michałowi Wiszniawickiemu do Wołożyna. Od tego czasu obraz Matki Bożej wędruje razem z wojskiem i słynie cudami w Brześciu, Pińsku i Żmudzi (Litwa). Na miejscach postoju wojska, ojcowie bazylianie odprawiali nabożeństwa, a miejscowi mieszkańcy gromadziły się koło Matki Bożej, aby przez modlitwę wyprosić potrzebne łaski.
1707 r. - pożar niszczy Boruny, klasztor i część Kościoła.
1709 r. - cudowny obraz Matki Bożej Boruńskiej wraca do Borun. W tym roku rozpoczyna się renowacja drewnianego Kościoła.
1715 r. - uroczyste poświęcenie Kościoła w Borunach. Aktu konsekracji dokonał biskup Leon Kiszka. Korony do obrazu Maryi i Dzieciątka Jezus zafundował Bakanowski, urzędnik ziemski. Kościół otrzymał tytuł: "Opieki Matki Bożej".
1750 - 1757 r. - odbywa się dalsze upiększenie Kościoła. Trzy nawy wewnętrzne, byli wzbogaceni dziewięciu ołtarzami. Fasad Kościoła był upiększany niewielkimi wieżyczkami. Około Kościoła była wybudowana murowana dzwonnica, a naprzeciwko Kościoła niewielka kapliczka.
1740 r. - bazylianie zakładają w Borunach szkołę. Od początku szkoła miała tylko dwie klasy, zaś później pięć i należała
do uniwersytetu w Wilnie.
W szkole były wykładane następujące przedmioty: język Polski, łaciński, arytmetyka, religia, etyka, geometria, fizyka, historia, botanika, rolnictwo. Liczba uczniów wynosiła około 200 osób w roku. Szkoła funkcjonowała do roku 1835 r.
1788 - 1808 r. - bazylianie budują murowany klasztor.
1812 r. - wojsko Napoleonowskie doszczętnie zniszczyło klasztor i Kościół.
1832 r. - likwidacja Unii przez carycę Katarzynę II na terytorium byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Były tu likwidowane aż 42 klasztory.
1839 r. - w związku z niebezpieczeństwem likwidacji, aby nie zgubić obrazu Matki Bożej, bazylianie przekazują cudowny obraz rodzinie Wazyckich, którzy mieszkali niedaleko Olan. Dla tego w ołtarzu umieszcza się podobną kopię obrazu Matki Bożej. Wkrótce klasztor zostaje zamknięty a bazylianów wysiedlają.
1841 r. - do Borun wkraczają mnisi prawosławni i przyswajają klasztor bazylianów.
1886 r. - klasztor służy prawosławnym.
1903 r. - klasztor należy "najświętszemu Synodowi Rosyjskiej Cerkwi".
1919 r. - prawosławni zostawiają Boruński klasztor. Boruński Kościół obejmuje opieką Oszmiański wikariusz, ksiądz Stanisław Mikulski, jako administrator Kościoła rzymsko -katolickiego. W tym roku rozpoczyna się odnowienie wnętrza Kościoła, a tak że wznowienie liturgii łacińskiej.
1922 r. - uroczyste wniesienie obrazu Matki Bożej do Jej Boruńskiego sanktuarium. Cudowny obraz Matki Bożej Boruńskiej, wrócony rodzinie Wazyckich, był przywieziony z Wilna 14 października do stancji kolejowej Oszmiana. Maryję witali zgromadzeni kapłani i tłumy wiernych. Po uroczystej procesji obraz Matki Bożej został przeniesiony do Żupran. Przez całą noc na czuwaniu modlitewnym wierni oddawali cześć Maryi w Żuprańskim Kościele. Rano 15 października procesja z obrazem ruszyła w stronę Borun. W Boruńskiej świątyni cudowny obraz Matki Bożej Focieszycielki Strapionych został umieszczony na wcześniejszym miejscu w ołtarzu bocznej nawy Kościoła. Starań do odzyskania i przygotowania do uroczystości przywitania Matki Bożej dokonał ksiądz proboszcz Julian Baruwka.
1923 r. - Boruński Kościół otrzymał tytuł: "Świętych Apostołów Piotra i Pawła".

Proboszczowie, którzy pracowali w Boruńskiej parafii po 1919 r.:
Ks. Stanisław Mikulski
Ks. Michał Pietrowski
Ks. Zygmunt Sztafiński
Ks. Julian Boruwka
Ks. Wacław Nurkowski
Ks. Feliks Karpiński (wysłany na wygnanie do Workuty w 1944 - 1949 r.)
Ks. Stanisław Kozłowski (1945 - 1978)
Ks. Jan Matusiewicz (1979 - 1990)
Ks. Henryk Boguszewski (1990 - 1997)
Ks. Jan riiemiec 1997 - 1999
Ks. Jacek Falkowski 1999 - 2000
Ks. Lucjan Dąbrowski 2000
1990 r. - do Borun przyjeżdżają siostry Misjonarki Świętej Rodziny. Tajemniczo od 1940 r. przez ciężki lata dla Kościoła, pracowała siostra Kamila (Julia), Misjonarka Świętej Rodziny.

W tym samym roku odbyła się uroczystość trzech setnej rocznicy kultu Matki Bożej Boruńskiej Focieszycielki Strapionych. W uroczystościach przyjął udział biskup diecezji Grodzieńskiej Tadeusz Kondrusiewicz, a tak samo liczni duchowni i tłumy wiernych, które zebrali się z bliższych i dalszych okolic.

Ks. Henryk Boguszewicz dołożył wiele starań, aby odremontować Kościół. Została odnowiona polichromia wewnątrz Kościoła, a tak samo fasad Kościoła, dzwonniczkę i kapliczkę, która się znajduje naprzeciw świątyni.

Na górę